wtorek, 30 grudnia 2014

SONG FOR A LOST LOVE I

Odslona I

Kocham haft krzyzykowy ,uwielbiam piekne obrazy wykonane wlasnie xxx ,od jakiegos czasu ,sama probuje w nim sil ,gdy mam chwilke dla siebie siadam sobie w kaciku i krzyzuje nitki , oto moja pierwsza praca - SONG FOR A LOST LOVE Barbary Beadle:


dane techniczne :
kanwa : Aida 18
rozmiar : 218 x 340
mulina : DMC
uzyte kolory : 20

Na razie nie mam zadnych planow-listy zyczen -nie lubie zaczynac nowej pracy zanim nie skoncze juz zaczetej a gdy snuje plany to mam chec zaczac cos nowego a stara schowac do szuflady ,potem sie nawarstwia i nic nie jest doprowadzone do konca .Nie lubie tak ! :D
Haftuje nieregularnie poniewaz praca i nawal obowiazkow nie pozwalaja na codzienne oddawanie sie tej jakze przyjemnej czynnosci - jestem zbyt padnieta po pracy ,by jeszcze haftowac wieczorami . Pocieszam sie ze na emeryturze oddam sie w pelni przeroznym przyjemnosciom na ktore teraz nie mam czasu ,miedzy innymi haftom :D



Podkladka I

Kazdy lubi cos tworzyc prawda?Najlepiej gdyby jeszcze nasza praca zostala dlugo dlugo po nas . Chyba wszyscy sobie tego zyczymy .Otoz oprocz mojej pracy zawodowej (ukladanie kafli , plytek , mozajek i tarasow z drewna rowniez ) czasem lubie stworzyc cos dla przyjemnosci ,tak dla mnie . Pochwale sie wam podstawka do goracych naczyn ,ktorych nie lubimy stawiac bezposrednio na stol , nazwalam ja "fallen angel"




Podstawke wykonalam z plytki podlogowej 28,5x28,5 cm .Pod spodem ma doklejone podkladki "nozki" zeby nie dotykala stolu cala powierzchnia .Sprawdza sie w 100 % ,super sie myje a fuga nie zmienia ani barwy ani sie nie sciera ,jest estetyczna i miesci sie na nia nawet duzy goracy garnek .Za kazdym razem gdy serwuje cos goracego na stol i mam gosci , wszyscy sie nia zachwycaja . Niestety zdjecie nie oddaje koloru rzeczywistego blyszczacej fugi a jest naprawde ladna :)



piątek, 19 grudnia 2014

Nowa Aleksandria


Kiedys tak nazywalo sie moje miasto rodzinne ,pieknie prawda?Zawsze podobala mi sie nazwa Nowozelandczycy ,wiec Nowoaleksandryjka -tez piknie.
Ale ja nie o tym .Dzis bedzie sentymentalnie ,o mojej mlodosci i plycie Siekiery (tak tak,kapela powstala w moim miescie ) ktora nosi nazwe Nowa Aleksandria . Ktos kto raz odsluchal tej plyty w tamtych latach juz nigdy nie spojzal na swiat okiem ,ktorym widzial go wczesniej ,nic juz nie bylo takie samo . Nagle zmienily sie priorytety i to co wydawalo sie najwazniejsze na swiecie w tamtym czasie nagle spadlo na ostatnia pozycje . Bunt -jego zalazek ukryty gdzies w glebi trzewii ,uspiony nagle zaczal ewoluowac ,narastac by w koncu eksplodowac az sciany w domu zawyly jak po wybuchu bomby a rodzicow ten podmuch zmiotl z nog . Wyglad w lustrze stal sie plaski ,bezplciowy ,czarno-bialy .Wszystko nabralo innego wymiaru .Nagle dostrzezeni zostali odmiency z irokezem na glowie i spojzeniem mordercy ,ktorzy wytykani byli palcami na ulicach a starsze kobiety zegnaly sie na widok takiego antychrysta .Wojskowe buty ,skorzane lub jeansowe kurtki z naszywkami kapel punkowych i kolorowe wygolone po bokach glowy -oto dolaczylam do tego grona wdziecznie nazywanego przez moja mame swirami . Z glosnikow wiezy w moim pokoju zagrzmialy dzwieki Siekiery ,Bad Religion ,GBH ,Killing Joke ,Joy Division ,The Explioted ,Klaus Mitfoch ,Armia ,Dezerter,Kazik i wiele innych . Wszyscy wspolczuli moim rodzicom . Z dobrze ulozonej jedynaczki nagle zrobil sie ...SWIR . Pamietam spojzenia ludzi na ulicach ,pelne pogardy ,nienawisci czy kpiny ,bo wygladalam inaczej ,juz nieplasko , umysl wyrwal sie z zarzuconej sieci i przestalo byc wazne "CO LUDZIE POWIEDZA" .W moje zycie z hukiem wpadla Anarchia ,narobila rozpierduchy i zadomowila sie we mnie na dobre chociaz tyle lat co mialam wtedy teraz mam na jedna noge ciagle ze mna jest .Anarchistka zostane do konca zycia i chociaz muzyki slucham roznej -ta pierwsza zawsze ma pierwsze miejsce w sercu ,szczegolnie Nowa Aleksandria Siekiery . Dzis spokojna kobieta pracujaca z dwoma nastolatkami w domu ,wieczorem piekaca chleb i dziergajaca haft krzyzykowy ,skladajaca pranie w kostke i ganiajaca corki zeby sprzataly bo w pokoju chlew maja -jednak w srodku ten sam antychryst ale tylko dla siebie . I tylko czasem przy zmywaniu garow i zapatrzona gdzies , gdzie wzrok innych nie dociera usmiechne sie do swoich, wspomnien ,kiwne sobie glowa i powiem w duchu ze mlodosc moja piekna byla .


niedziela, 30 listopada 2014

O tym jak przebimbalam niedziele

Leniwa niedziela i kostka kokosowa

Dzisiaj mialam wszystkich i wszystko gdzies-taki dzien .Wstalam rano ,wypilam kawe w cichej samotnosci -domownicy jeszcze spali ,wyjelam mieso na obiad i ...no wlasnie i czegos mi zabraklo ,mianowicie slodkosci .Wrocilam po kawie do lozka do Ksiecia ,ktory jeszcze spal i w glowie zaczely klebic sie obrazy ciast ,ciasteczek ,deserow ,wszystkiego co posiada cukier i puste kalorie eh...lakomstwo bylo silniejsze ode mnie ,zerwalo mnie z lozka ,zapedzilo do starego segregatora z przepisami poniewaz od kilku dni chodzi za mna kostka kokosowa .Musze sie przyznac ze robilam ja tylko raz w zyciu i to jakies 12 lat temu .Smieszne ze jakis czas temu nawinal mi sie ten wlasnie przepis przy przegladaniu moich starych przepisow i dzis bardzo szybko go znalazlam . Motywacja byla przeogromna ...nie ma nic gorszego niz niedoslodzona kobieta . Szybki mryg do lodowki -wszystko jest wiec do dziela .Oto pelny przepis , i od razu kawa lepiej smakuje :)

Kostka kokosowa


CIASTO :
-450 gr maki
-2 jajka
-100 gr masla
-200 gr cukru (mozna mniej )
-3 lyzki plynnego miodu
-3/4 szklanki mleka
-3 plaskie lyzeczki proszku do pieczenia
-aromat waniliowy

POLEWA:
-250 gr masla
-1 szklanka cukru
-50 gr kakao
-200 gr wiorkow kokosowych
-1 kieliszek rumu lub wodki (opcjonalnie)

lub POLEWA II
-125 gr masla
- 3-4 lyzki kakao
-1 szklanka gestej smietany
-10 lyzek drobnego cukru



CIASTO:
Jajka ubic z cukrem i miodem na gladka jasna mase ,dodac pokrojone na male kawalki maslo i razem dobrze utrzec.Do jajek wsypac make z proszkiem do pieczenia ,wlac mleko ,aromat i starannie wymieszac .Ciasto wylozyc na duza blache wylozona papierem lub wysmarowana tluszczem i wysypana bulka tarta .Piec ok 30 min (do suchego patyczka) w 180°C. Ostudzone ciasto pokroic na szesciany ok 4 cm.
POLEWA:
Zagotowac skladniki polewy do mementu rozpuszczenia masla .Po zdjeciu rondelka z ognia wlac alkohol (opcjonalnie) i wymieszac.W przypadku polewy II czynnosci sa te same za wyjatkiem alkoholu.
Kostki ciasta maczac w polewie i obtaczac we wiorkach .


Po obiedzie wypilam kawe z kawalkiem pysznej kostki i zaszylam sie w sypialni w magicznym swiecie filmu i muzyki .







Dolki ,doliny i smutna galeria

Jestem zmeczony

Jak wyzej w tytule -jestem zmeczona . Ostatni tydzien byl ciezki ,nawet bardzo ale nie ,nie narzekam ,dobrze jest sie zmeczyc .Wogle jakies doliny mnie dopadaja ostatnio...swieta za pasem a ja w proszku i nawet o swietach nie mysle ,nie wiem co przygotuje do jedzenia i tak jakby wogle mialo ich nie byc .Ostatnio pozazdroscilam Gin pogody i oto skutek : mgla ,zachmurzone niebo i deszcz...wszystko wszystkim ale na deszcz sie nie pisalam bo mi psuje robote -tak teraz pracuje na zewnatrz i wcale nie jest fajnie jak pada za kolnierz ,oto kilka zdjec z miasta widmo :) uwielbiam mgle swoja droga 




 Gdy patrze na to zdjecie kojazy mi sie z Wladca Pierscieni kiedy juz dobro padlo na kolana a cien spowil cale Srodziemie z mroku wylania sie swiatlo ,kawalek nadziei 





Lubie takie nostalgiczne panoramy ,lubie kiedy cos wyglada jakby za chwile mial skonczyc sie swiat albo zawalic akurat ten kawalek ziemi,eh chyba naprawde dopada mnie jakas deprecha albo cos kolo tego .Moze zmeczenie? Ostatnio bylam tak padnieta po pracy ze zasnelam przy stole 


Ciezko mi jest wziasc sie w garsc , jakos tak smutno ,nic nie cieszy a powinno .No nic ,moze za jakis czas pojdzie sobie to co mnie gryzie i odetchne pelna piersia?Czekam az cos sie zmieni ,jakies swiatlo w tunelu zaswieci albo chociaz cos na oslode ,jakis maly przysmak bo nawet kucharzyc nie mam ani czasu ani sily . Jestem rzucona na kolana i nie moge sie podniesc . Wiecie jak to jest nie moc sie podniesc z kolan?Chociaz ktos wyciaga reke by pomoc ci wstac ? Przeokropna niemoc jest i frustracja .Walcze z tym uczuciem codziennie ,od momentu otwarcia oczu do momentu zgasniecia lampki nocnej w sypialni o zmroku .Codzienna walka tez meczy az w koncu przychodzi dzien w ktorym sie juz nie ma sily walczyc .Ale walcze .




wtorek, 18 listopada 2014

O wyjazdach i powrotach

Zbieralam sie i zbieralam od jakichs dwoch tygodni zeby wreszcie zasiasc do bloga i zebrac wszystko co sie wydarzylo przez caaaly miesiac .Od poczatku wiec :
Wyjazd do Polski owszem byl ,szybki ale zorganizowany ,tak jak mowilam wszystko na ostatnia chwile ale dopiete na guzik -tez ostatni.Podroz do Polski smignela mi niewiadomo kiedy ,chyba zawsze tak jest -jak sie gdzies jedzie (z przyjemnoscia oczywiscie ) to podroz wydaje sie krotka ,owszem byla nieco meczaca bo autokarem wiec szalu z wygodami nie bylo ,ale nie narzekam .Podroz dobiegla konca w moim rodzinnym miescie na lubelszczyznie ,gdzie mieszka wiekszosc mojej bliskiej rodziny wiec ciotki , kuzyni ,chrzesniak i babcia ( bidula zostala mi tylko jedna jedyna )postawieni w stan gotowosci bo emigrantki przyjezdzaja ;D .Niestety nie mialam czasu wpasc do nikogo poniewaz przyjechalysmy wieczorem i bylysmy z corka napraawde zmeczone a na drugi dzien rano mialysmy pociag nad morze wiec nie dalo rady . Oczywiscie pofatygowano sie do nas -Kochana ciocia Ela i moja kuzynka a jej corka Iwona z mezem . 
Powiem wam tak na marginesie ,cudownie jest i bardzo milo jak wiesz ze ktos bliski na Ciebie czeka i chce Cie zobaczyc chociaz na chwileczke bo sie stesknil za toba albo zwyczaje -czuje wiez rodzinna ( a musze sie z duma pochwalic ze w mojej calej rodzinie tak jest -nawet gdy sie latami z kims nie widziales i w ktorys dzien sie spotykasz i tak najzwyczajniej w swiecie zaczynasz rozmowe jakby od ostatniego spotkania minal ledwie jeden dzien nawet jesli nie znasz za bardzo corki kuzyna lub meza kuzynki -wspaniale nieprawdaz?)
Rozmowom nie bylo konca i gdyby nie to ze pociag poranny nas czekal pewnie rozmawialibysmy do bialego rana -ale niestety to byl wyjazd w jasno okreslonym celu -rozwod .Przed wyjazdem udalo mi sie umowic kuratora na dwa dni przed sprawa co bylo trudne ale pierwszy etap przebrnelam ,w dzien przyjazdu nad morze 1 h po przyjezdzie juz siedzialam w moim domu z goraca herbata i kuratorem po mojej lewej -niestety byl niezbedny poniewaz corka jest niepelnoletnia i chcial z nia przeprowadzic rozmowe na temat rozwodu . Pan okazal sie bardzo przyjemnym czlowiekiem ( od dzis dla mnie kurator -tez czlowiek ^^ ) bardzo profesjonalnie podszedl do sprawy ,wiec za dwa dni moglam juz brac rozwod . I tak tez sie stalo .Maz przyjechal w dzien rozwodu-piatek ,dostal klucze od naszego wspolnego domu ,pobyl tam troche z corkami .Nie uznalam za stosowne isc do naszego domu i witac sie wiec spotkalismy sie w sadzie... iiii.....termin rozprawy zostal przelozony na poniedzialek . Szlag mnie trafil na miejscu bo oto prosze panstawa zaczely sie schody i prawo Murphy'ego poszlo w ruch- dopadlo i mnie co w wolnym tlumaczeniu znaczy - nie istnieje cos takiego jak 100 % sukcesu ....esz no nic ,pozbieralam sie z podlogi ,nerwy sciagnelam na wodzy jak nieokielznanego dzikiego mustanga i z glupawym usmiechem zwrocilam sie z prosba o pomoc do pani w recepcji sadu najwyzszej instancji . Pomoc owszem dostalismy ,maz napisal odpowiedni dokument ,ktory zlozylismy w biurze i ...to tyle na ta chwile .Sprawa zawieszona w prozni...i ja tez .Powiem wam - mialam nadzieje ze bedzie tak jak bym chciala -ale nieee....zewszad slyszalam wredny i zlowieszczy chichot losu ,ktory naigrywal sie ze mnie publicznie i i napawal moja durna mina -tryumfowal wrecz  i mialam wrazenie ze kazdy go slyszy ,kazda napotkana przeze mnie twarz wydawala sie byc wtajemniczona w dzisiejsza porazke ...fobia?No raczej ,bleh ,jak najszybciej staralam sie otrzasnac z tego koszmarnego stanu , jednak w glowie kulka zaklinowala sie i jakos nie chciala sie odblokowac a w myslach wciaz kolatalo sie to cholerne pytanie ... ALE DLACZEGO DO CH..JA ?!!!CO SIE STALO ZE SIE ZESRALO ??!! ALE JAK TO?!! I chyba ktores zdanie wymknelo mi sie z ust bo maz spojzal na mnie i rozlozyl rece w gescie bezradnosci . Zamienilismy kilka zdan na temat corek ,takie wiecie dyplomatyczne konwersacje -krotkie i poprawne ,padlo zaproszenie na kawe -jednak naprawde nie mialam ochoty na dalsze rozwijanie tematu wiec pozegnalam sie ktorko i wrocilam do domu do mamy ,ktora mieszka jakies dwie ulice dalej ode mnie a dziewczynki spedzily z tata naprawde mily dzien i kawalek wieczoru bo tej samej nocy maz wracal do siebie .
-Nie nieee ,nie otwierajcie szampana ... z tymi slowy weszlam do domu do mamy .Kilka godzin pozniej rozdzwonily sie telefony -jak poszlo ...ano nie poszlo ...no nic ,przebujalam sie jakos przez weekend starajac sie nie myslec o poniedzialku ale jakos tak mimowolnie czlowiek zastanawia sie jak to wszystko pojdzie ,jakie pytania padna i wogle ,wiec tak,bylam nieco rozdrazniona zblizajacym sie poniedzialkiem.Nie taki poniedzialek straszny jak go maluja , ale owszem cykorek byl ,jak sie pozniej poooozniej okazalo niepotrzebnie chociaz i w poniedzialek zadzialalo prawo Murphy'ego -otoz panie z sekretariatu nie dostarczyly na sprawe wywiadu przeprowadzonego przez kuratora  (eh...) wiec odczytanie wyroku nastapilo bez naszej obecnosci kilka dni pozniej ,a o wyniku dowiedzialam sie telefonicznie po powrocie za granice ,wiec praktycznie caly pobyt w Polsce odbyl sie pod niepewnoscia i wiszacymi w powietrzu pytaniami i tym samym piatkowym zdaniem -Nie niee ,nie otwierajcie szampana ...a mialo byc tak pieknie ,prawda?Jedno zdaje sie byc oczywiste i nie do podwazenia -nigdy nie jest tak jak bysmy chcieli . I ta odwieczna prawda zostanie z nami do konca swiata .



piątek, 10 października 2014

Hope never dies

Czasy jakie mamy kazdy wie -ciezko o pomoc dla drugiego czlowieka ,wiara w ludzi upada codziennie -a jesli jeszcze nie upadla to wisi na zeschnietym korzeniu nad urwiskiem , ktory powoli sie odrywa...a ja dyndam tak uczepiona tego korzonka i mam nadzieje ze jednak sie nie urwie . I dzis wlasnie korzonek -ten marny zeschniety i prawie urwany oto wypuscil kilka mniejszych i silniejszych -zeby bylo sie czego chwycic :)
Obecnie jestem bez samochodu ,mieszkam na peryferiach miasta i sklep mam 2000 krokow stad w jedna strone(wiem bo mierzylam kroki :D) a ze wielka ze mnie dziolcha i nogi dlugie to dla normalnej kobitki rozmiar europejski pewnie o polowe wiecej krokow jest^^ ale do rzeczy .W weekend bedziemy miec gosci z Sardynii , wiec co- specjalny obow do wygodnego chodzenia na nogi i do sklepu z pazura , bo Ksiaze z samochodem bedzie dopiero wieczorem -gdy juz sklep zamkna .Nie narzekam bo to juz nie pierwszy raz taka wycieczka ,wiec ide ...ide i ide -droga nie jest glowna ,taka zwykla dwupasmowka a ja pruje poboczem gdzie miejscami nawet chodnika brak bo tu raczej wszyscy samochodami i pieszych jak na lekarstwo ,ide wiec i slysze ze jakis samochod zwalnia ,pan sie jakis wychyla z okna ...autobusu szkolnego i krzyczy do mnie czy do miasta nie potrzebna mi podwozka -usmiechnelam sie serdecznie do pana ,powiedzialam ze jest bardzo mily ale ja tu zaraz skrecam ,wiec pan odusmiechnal sie do mnie i pojechal dalej .Milo mi sie zrobilo ze ktos zatrzymal sie zeby mi pomoc ,dlasza droge do sklepu przebylam z usmiechem i jednym korzonkiem wiary wiecej .Robie zakupy z kartki ,biegam za ostatnimi zapisanymi produktami a wozek coraz ciezszy ,no ale nic silna jestem to sobie poradze ,ciezar rozlozylam na dwie torby ,zaplacilam ;biore obie torby ii....gnie mnie do ziemi :D ale jestem twarda a nie mietka wiec zsuwam ze sklepu z torbiszczami wazacymi tyle co worek cementu (po 25 kg tutejszy cement sprzedaja)bez zartow ciezkie jak cholera ,ale pre naprzod i tak co jakis czas sie zatrzymujac burkam pod nosem -no , teraz moglby sie ktos zatrzymac ,teraz naprawde potrzebuje pomocy bo kregoslup malo nie peknie ,juz w myslach bluzgi leca i wsciekla na caly swiat bo trace sily ale ide dalej ...do domu brakowalo mi jakies 400 krokow gdy slysze jak zatrzymuje sie samochod i ktos znow proponuje mi pomoc . Z usmiechem na twarzy odmowilam bo to juz naprawde niedaleko ale wiecie co ? Jakbym skrzydel dostala i dystans do domu przemierzylam z wielka krzepa i dumna bylam - z nas - takich ludzi jak tych dwoch panow , z tych ,ktorzy potrafia zatrzymac sie na srodku drogi i zaoferowac pomoc bezinteresownie -znaczy sie jest jeszcze nadzieja dla nas .Panowie podzielili sie ze mna bezinteresowna ^pomoca a ja podziele sie dzis z Wami chlebem prowansalskim ,ktory znalazlam tutaj ,chlebek nieco zmodyfikowalam pod gust naszej rodziny

Chleb prowansalski 


Skladniki :
-180 gr kaszy manny(jesli ktos nie ma drobnej kaszy moze dac ta na polente)
-250 gr maki pszennej chlebowej (np 750 )
-1 opak. suchych drozdzy lub 25 gr swiezych
-1 lyzeczka cukru pudru
-ok 240 ml cieplej wody
-1 lyzeczka soli (w oryginale 2 )
-3 lyzki oleju
-1 lyzeczka ziol prowansalskich (w oryginale 2 )
Wykonanie :
Do miski wsypac kasze i make ,na srodku zrobic dolek i wkruszyc do niego drozdze ,zasypac lyzeczka cukru pudru i wlac niewielka ilosc wody tak zeby mozna bylo wymieszac skladniki i zrobic zaczyn .Miske przykryc sciereczka i odstawic na 10 min w cieple miejsce -ja zawsze w tym czasie gotuje wode na herbate i zostawiam miske przy goracym czajniku .
Po 10 minutach dodac sol ,ziola oraz olej i pozostala wode i wyrobic ciasto .
Nie uruchamiam maszyny do wyrobienia ciasta poniewaz akurat to ciasto szybko i swietnie sie wyrabia i nie jest jakos oblednie lepiace .Gotowe -czyli gladkie i elastyczne ciasto nielepiace sie do rak  uformowac w kule ,oproszyc maka i do miski ,przykryc sciereczka i zostawic  na ok 1 h coby nam pieknie wyroslo .
Po godzinie wyrosniete ciasto jeszcze raz wyrobic ,uformowac w bochenek wrzucic do formy i przykryc na 10 min.Musze powiedziec ze nie mam tu odpowiedniej formy na chleb i swoj pieke w dwoch naczyniach zaroodpornych -nie smaruje ich niczym ani nie wykladam papierem .Gdy ktos lubi naciety chlebek to nalezy to zrobic tuz przed wlozeniem go do piekarnika . Piec w 200°nprzez 50 min-tak jest w oryginale ,ale ja swoj pieke w 180° przez 50 min bo nie lubie przypalonej skorki i robie zawsze z podwojnej porcji .



wtorek, 7 października 2014

Sweet Dreams

Wielkimi krokami zbliza sie wyjazd do Polski . Przyznam ze wydaje mi sie on jakis odlegly i jestem kompletnie nieprzygotowana-czuje sie takaaa zamglona jak we snie  . Nie lubie odkladac nic na ostatnia chwile , ale od dluzszego czasu jakos tak wszystko jest na ostatnia chwile i ten wyjazd tez taki bedzie . Niestety bede jechac tylko z corka ...mialam nadzieje ze pojedziemy wszyscy , ale z przyczyn niezaleznych jedziemy tylko my kobitki . Jade oficjalnie zamknac rozdzial ,ktory od jakichs 6 lat jest niedomkniety . Powinnam zrobic to juz dawno temu ,ale jakos sie nie skladalo . Teraz sie zlozylo- jest juz data rozwodu i mam zamiar ogarnac temat raz a porzadnie na jednej sprawie -co do tego oboje z "jeszcze mezem" jestesmy zgodni . Przy okazji wyjazdu zobacze sie ze starsza corka ,ktora uczy sie w Polsce , i postepy jakie poczynili moi rodzice w wykonczeniu nowego domu ,dobrze bedzie postawic stopy na Ojczystej Ziemi . Jedyne za czym tak naprawde sie teskni to Rodzina , wszystko inne da sie jakos zastapic . Ale my tu gadu gadu a wojsko sie zbroi - jak mawia moj sasiad -zolnierz z reszta ;) 
Juz od jakiegos czasu -mianowicie od czasu gdy w te wakacje przy okazji odwiedzin rodzicow Ksiecia na Sardynii kupilam miedzy innymi szafran -chodzily za mna szafranowe buleczki . I wczoraj w koncu wychodzily ;) szybka akcja , wyszperanie przepisu z czelusci telefonu ,przygotowanie ciasta krok po kroku iiii....no wlasnie ... i okazalo sie ze przepis do bani jest, bo ciasto wyszlo jak na nalesniki a powinno wyjsc lepiace (za duzo mleka) eh-szybki przeglad innych przepisow na buleczki i jakos wybrnelam z sytuacji . Wyszly miekkie i pyszne . Sa zmodyfikowane rowniez wizualnie -zurawina jest  wmieszana w ciasto a nie jak przewaznie potraktowana jedynie jako ozdobnik zawijaskow .


Szafranowe buleczki

Skladniki :
-300 ml mleka
-50 gr masla
-0,25 gr nitek szafranu (lub proszku)
-7 gr suszonych drozdzy(lub 14 swiezych)
-750 gr maki typ 550
-5 lyzek cukru*
-1 jajko + zoltko do posmarowania
-20 sztuk suszonej zurawiny

1.Zacznijmy od masla -do rondelka wrzucamy maslo ,dodajemy mleko i szafran-wszystko partolimy na malym ogniu az sie maslo rozpusci -gdy tak sie stanie odstawiamy do ostygniecia.
2.Teraz przesiewamy make ,dodajemy drozdze oraz jajko ,cukier i wszystko mieszamy .
3.Mieszajac ciasto struzka wlewamy mleko ,mieszamy az sie konsystencja zacznie zmieniac .
4.Wyrobione ciasto przekladamy do wysmarowanej maslem miski i przykrywamy folia spozywcza . Odstawiamy w cieple miejsce na 1,5 h .
5.Wyrosniete ciasto wyrzucamy z miski na oproszony maka blat i chwile je wyrabiamy podsypujac maka ja w tym momencie dodalam zurawine i wmieszalam w ciasto. Dzielimy na 10 porcji ,walkujemy na waleczek i zawijamy koncowki z obu stron w litere S .Gotowe buleczki ukladamy na papierze do pieczenia na blaszce i przykrywamy sciereczka na 30 min do ponownego wyrosniecia .
6.Wyrosniete buleczki smarujemy rozbeltanym zoltkiem z odrobina mleka .Piec ok 15-20 min w 180° .Wystudzic na kuchennej kratce.
P.S. Kocham wszelkie ciasta drozdzowe ,ale nigdy nie smaruje ich jajkiem -poprostu nie lubie i juz ,a rodzina nie widzi roznicy w smaku .
* jesli ktos lubi bardziej slodkie buleczki sugeruje dodac nieco wiecej cukru poniewaz podana ilosc byla na 450 gr maki .









poniedziałek, 6 października 2014

Mimo Wszystko

Do niedzieli jakos szlo....No wlasnie .Jedne z moich najgorszych urodzin jakie pamietam .Umowmy sie -dzien urodzin nigdy nie byl dla mnie  powodem do radosci...kolejny dodatkowy rok na karku ,o rok blizej do smierci itd...a jeszcze niemila dyskusja z Ksieciem ,ktora skonczyla sie placzem-moim nie jego... bleh .Szczescie ze dzis poniedzialek i cholerny wczorajszy krzywy dzien mam juz za soba .
Tortu urodzinowego nie bylo ,zbyt roztrojona bylam na jakies wygibasy kuchenne wiec tylko magdaleny(glownie) na sniadania dla Ksiecia- ale nie powiem ze czasem ja czy mlodsza corka po nie nie siegniemy.Ja siegalabym czesciej , ale od kilku miesiecy jestem na diecie wiec... od czasu do czasu zgrzesze i zjem jedna czy dwie .


Magdaleny

Skladniki :
-220 gr maki
-100 gr masla
-150 gr cukru(w oryginale bylo 175gr ale dla mnie to za duzo)
-4 jajka
-1 lyzeczka proszku do pieczenia
-skorka starta z 1 cytryny

Rozpuscic maslo -niech stygnie ,w tym czasie jajka dobrze ubic z cukrem ,dodac przesiana make z proszkiem do pieczenia ,dorzucic starta skorke z cytryny i dolac rozpuszczone maslo .Wszystko starannie utrzec i odstawic na 20 min .Ja niczym nie przykrywam ciasta ot tak sobie stoi i nieco "puchnie" . Piekarnik nagrzac do 180°  ,lyzka nalozyc ciasto do foremki i piec ok 10 min .
P.S Nie smaruje niczym foremki ,poprostu nakladam lyzka ciasto i sru do piekarnika-efekt widoczny na zdjeciu.Cudnie pachna i tak tez smakuja.



niedziela, 21 września 2014

Czarna niedziela dluga jak sen....czyli muzyki sluchac trzeba

To byla dobra niedziela ;)
Od samego rana mi sie podobala ,a czemu? Ano temu ze dostalam pyszny kubek kawy na spodku do lozka od Mojego Ksiecia ze Bajki (wczoraj byla bez spodka i gdy schodzilam z sypialni, moglam z dokladnoscia do kilku cm przesledzic trase Ksiecia :D) wycwanil sie dzis ^^.Slodkie niedzielne lenistwo w lozku do 11-ej ,corka wywiesila za mnie pranie,potem obiad zrobiony na spokojnie i czas milo spedzony przy stole chociaz talerze po posilku niepozbierane -a niech sobie chwile postoja ,dzis nie ma pospiechu .Tak,lubie niedziele i chociaz po obiedzie byla pracowita ,to podobala mi sie.
Zdecydowalam ze po poludniu zrobie pierogi i tak tez sie stalo.Na wkupne chcialabym zaproponowac pierogi autorstwa mojej mamy.


Pierogi z feta,ziemniakami,boczkiem i cebula

  • 2,5 kg ziemniakow
  • 200 gr sera feta (mozna wiecej ale nam odpowiada taka ilosc)
  • 200 gr boczku wedzonego drobno pokrojonego
  • 1 spora cebula
P.s Nie przesadzcie z sola poniewaz feta jest mocno slona ,wiec ostroznie.
Do dziela :
Ziemniaki obrac i ugotowac w osolonym wrzatku do miekkosci ,w miedzyczasie gdy ziemniaki nam sie gotuja kroimy boczek wedzony w drobna kostke ,wrzucamy na patelnie z odrobina oleju i smazymy ,pokrojona w drobna kostke cebule dolaczamy do zrumienionego dosc mocno boczku i smazymy do zeszklenia ,odstawiamy fete rozdrabniamy widelcem na talerzu .
Odcedzamy i odparowywujemy ziemniaki,dokladnie je ugniatamy w garnku na jednolita mase ,dorzucamy do nich boczek z cebula ,dokladnie wymieszac drewniana lyzka i dorzucic fete ,znow wymieszac .Masa powinna byc gladka i wspaniale pachniec ;)

Teraz zabieramy sie za ciasto:
Zagniatamy je wedlug swojego wyprobowanego przepisu -celowo nie podaje bo wiem , ze kazdy personalizuje ciasto -ja rowniez ;) ,po zagnieceniu owijamy je w folie spozywcza zeby nie wysychalo.Odrywamy sluszna jego porcje i cienko walkujemy , i teraz kazdy po swojemu wycina sobie krazki i naklada farsz. U mnie wyglada to tak :


Z rozwalkowanego ciasta wycinam kolka ,potem ukladam kulki farszu i lepie pierogi ,nie podsypuje maka -nie trzeba.W garnku zagotowywuje wode ,sole ja oczywiscie i na wrzatek wrzucam pierogi ,zaraz po wrzuceniu mieszam je delikatnie drewniana lyzka i czekam az wyplyna .Po slusznym czasie tj.gdy juz ladnie napuchna i wedlug mnie ciasto jest gotowe- wyciagam pierogi lyzka cedzakowa na talerze , po jakims czasie gdy obeschna z jednej strony na nastepnym talerzu przekrecam je na druga strone .Niczego nie brakuje ugotowanym pierogom : sa aksamitne i bosskie w smaku jednak wszyscy wolimy je przysmazone.
Piergi te mozna rowniez mrozic -najlepiej na surowo i oddzielone od siebie by sie nie posklejaly -ja uzywam tacek ,ukladam pierogi tak zeby sie nie dotykaly wzajemnie ,a gdy juz sie podmroza wkladam je do woreczkow i gotowe .Zamrozone pierogi wrzucac na wrzatek ,zamieszac kilka razy ,po wyplynieciu pogotowac jeszcze troche -jednak krocej niz w przypadku swiezych .Roznicy miedzy swiezo gotowanymi a mrozonymi nie ma ;)